Zadanie nie lada dla trenera, zrób WARSZTAT dla ponad 40 osób. Długo wyjaśniałam, że to za duża grupa na warsztat. Że obecność, bezpieczeństwo, możliwość poznania się każdego z każdym, nawet swego rodzaju intymność. Że przy takiej wielkiej grupie się nie wiele da, że jak tu rozmawiać z ludźmi skoro ledwo obejmuje się ich wzrokiem, jak zadbać o każdego w tej sytuacji.
– W podgrupach można prowadzić.
– Można, ale nie można w tych podgrupach na równi być obecnym.
Wreszcie doszliśmy do porozumienia, że będzie to taki niedowarsztat, czyli będzie miał po prostu warsztatowe elementy z wszystkimi niedoskonałościami zastanej sytuacji.
Wyzwanie na start, mało czasu, jak dać im szansę się poznać?
Przeszukałam szybko zasoby 6 kartonów z trenerskimi gadżetami. Jest! Jupitajnia – FRIENDS. Talia ma 35 kart pytań – dużo, świetnie. 10 kart zadań, kostka i klepsydra. Wykorzystałam karty pytań. Oto mój pomysł na lodołamacz dla dużej grupy.
Najpierw poprosiłam grupę o podzielenie się na pół i stanięcie w dwóch końcach sali. Każda osoba z jednej z grup dostała kartę pytań. Na każdej karcie są 3 pytania. Pytania są neutralne, wesołe, czasem zwyczajne, a czasem trochę dziwne. Nie ma tam pytań politycznych, bardzo prywatnych, ani wymagających głębszej refleksji. Bardzo korzystne w pierwszych minutach spotkania, ponieważ dające poczucie bezpieczeństwa.
Zadaniem uczestników z kartami było podejście do osoby bez karty, przedstawienie się i zapytanie – które pytanie wybierasz, 1, 2 czy 3?
Po przeczytaniu pytania posiadacz karty miał tylko uważnie słuchać, bez komentowania, dodawania czegoś od siebie, bez dopytywania. Przy okazji lekkiej integracji chciałam tak zamoderować sytuacją aby uczestnicy skoncentrowali się na słuchaniu.
Wiele osób nie słucha innych. Właściwie tylko czekają na przerwę w czyjejś wypowiedzi aby zacząć samemu mówić. Umiejętność słuchania jest niezwykle ważna i bardzo niepopularna 🙂
Po wysłuchaniu odpowiedzi, posiadacz karty miał podziękować i oddać swoją kartę osobie, której słuchał. Teraz rola się zmieniała, ale trzeba było znaleźć nową osobę w grupie, nie tę, która podeszła z kartą.
Posiadający karty szukali tych bez kart aby podarować im swoje słuchanie i swoją kartę.
Nie posiadający kart, mieli „polować” na posiadaczy aby dostać swoje pytanie.
Uczestnicy dzięki tej formie nie byli zmuszeni do publicznej prezentacji, spotkania jeden na jeden są zawsze łatwiejsze. Ja zaś mogłam na całość przeznaczyć 10 minut. Gdyby, każdy miał przedstawić się wszystkim, zajęłoby to za dużo czasu.
Gdyby grupa była mniejsza i czas na to by pozwolił, po 5-10 minutach poprosiłabym uczestników o zajęcie miejsc i podzielenie się tym co usłyszeli. Można też poprosić o weryfikację pamięci i w ten sposób, łącząc integrację i odrobinę ruchu z wstępem do takich tematów jak: komunikacja, badanie potrzeb, obsługa klienta i wiele, wiele innych.
A mogłabym posadzić ich w kółko i prosić aby każdy powiedział coś o sobie. Po kolei, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W mojej osobistej opinii najokrutniejszy sposób na zapoznanie się z grupą.
W najczarniejszym i realnym scenariuszu
Ci, którzy mają dopiero mówić, gorączkowo układają przemowę, oczywiście nie słuchając innych. Napięcie rośnie, ciśnienie skacze.
Ci, którzy już powiedzieli, histerycznie analizują swoje słowa dochodząc do wniosku, że generalnie się wygłupili. Też nie słuchają reszty.
Polecam Jupitajnię FRIENDS, ma też wiele innych zastosowań.
Beata Jakubowska